Wynajem samochodu do ślubu

Dobrych kilka dekad temu straszyło się krnąbrne pociechy czarną wołgą, która porywa niegrzeczne dzieci. Czarna wołga na radzieckich numerach porywała rzekomo wszystko, z ziemniakami włącznie. Jeden Bóg wie kto siedział w środku, jeden Bóg, bowiem za kierownica zazwyczaj siedział szofer powolny decyzjom eminencji siedzącej na tylnej kanapie „limuzyny”.

Minęły długie lata i wołga została limuzyną w biznesie, który zwalczał jej właściciel. Na uwagę mogą tylko zwracać kołpaki cokolwiek niepasujące do siermiężnego wyglądu. Tym nie mniej wołga ląduje dziś na zdjęciach pamiątkowych jako ozdoba ślubu i żart „z myszką”.

– pali 20 litrów na sto, i to oszczędnie – mówi właściciel stołecznego biznesu weselnego. – Jak przycisnę, to przy setce na sto bite czterdzieści.

Któż jednak decyduje się na taki pojazd przy weselu? Nie ma wątpliwości, że historia auta ma znaczenie drugorzędne, natomiast wydźwięk cokolwiek szlachetny. Oto biznes ślubny oparty o podobne marki, czy może lepiej – podobne charaktery – jest całkiem wzięty.

Niemiecka Republika Demokratyczna okrzyknęła dzisiejsze wynalazki ślubne sprawiedliwością dziejową. Siedział z tyłu zwykle jegomość, który mógł mieć tylko odpowiednik w „Ojcu Chrzestnym”. I być może też o to chodzi w uroczystościach, by były żywym pastiszem tego co nieudane..