Wynajem aut – Warszawa

– Były lata siedemdziesiąte, sam pan rozumie – mówi mi Rob.

Z Robem Greenwood’em spotkałem się w Nowym Jorku przed dobrymi paroma laty. Spotkaliśmy się na budowie jednego z domów dolnego Brooklyn’u, gdzie wtedy pracowałem. Ja jako robotnik od rozbiórek, a Rob jako elektryk wynajęty do zbadania starej instalacji elektrycznej w rozbieranym domu.

Trwała przerwa obiadowa,, więc od słowa do słowa potoczyła się nasza dyskusja. Wtem zaskoczył mnie, bo opowiedział historię odwiedzin jego kuzyna z Polski, środkiem lat siedemdziesiątych.

– …I chcieliśmy wynająć samochód, nie żadną taksówkę, ale samochód by pojechać gdzieś w Polskę na weekend – opowiadał. – No i był problem, bo za komuny tych usług jako takich nie było. Ale kuzyn znał jednego właściciela kilku aut, jakiegoś ważniaka z partii, który na to poszedł. Oczywiście za tak zwane dewizy. Od niego wynajmowali już tacy jak ja, więc poszło jakoś.

Pojechali w Polskę. Wynajęty fiat powiózł ich do wszystkich tych miejsc, które Rob chciał zwiedzić.

– Nie zapomnę tego fiata, bo przy stu dwudziestu nie można było w środku pogadać ze względu na ten taki gwizd turbiny. Ale podobno ten bonzo partyjny ma dziś salon i kilka firm, także już wtedy miał w planach branże – śmiał się Rob, gdy ja byłem myślami przy kanapce.